Dziś coś z zupełnie innej beczki. Janek Świtała, ratownik medyczny, który w ostatnim czasie zrobił bardzo dużo dobrej roboty edukacyjnej na swoim insta oraz kanale SORy, tu Yanek, specjalnie dla Hansa Wear napisał kilka słów nie tyle o tym jak nad morze wyjechać, co raczej o tym jak wrócić cało. Poczytajcie i wracajcie cało.
Jak większość swoich znajomych: kocham lato. Pozostałe osiem, dziewięć miesięcy roku to dla mnie podróż przez Mordor. Sezon letni to również czas długo wyczekiwanych urlopów, podróży i wypoczynku. Tak się jednak składa, że rzadko dokładamy starań, by uniknąć sytuacji, które mogą nam ten wypoczynek popsuć. A warto.
1. Ciepło, cieplej, gorąco...
Jako gatunek, jesteśmy stałocieplni - w naszym mózgu znajduje się podwzgórze, ośrodek odpowiedzialny za termoregulację. Korzystając z receptorów rozsianych w całym organizmie, zbiera on i przetwarza sygnały, jakie docierają do niego z otoczenia i reaguje - adekwatnie do sytuacji.
Latem, kiedy termometry wariują, nasz organizm uruchamia swoje własne procesy termoregulacji. Jednym z nich, jest nadmierne (w stosunku do szeroko przyjętej normy) pocenie się. Poprzez gruczoły znajdujące się na skórze, wydzielamy pot - płyn składający się w 98 procentach z wody. Jeśli choć raz mieliście na sobie czarną koszulkę w upalny letni dzień, z pewnością po całym dniu zauważyliście też biały nalot - to pozostałe 2% - w większości elektrolity (sód, wapń, potas, magnez), które Wasz organizm “stracił” wraz z potem.
Codzienna praktyka na SOR sugeruje mi, że wielu ludzi naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że przebywanie w gorącym środowisku wymaga od nas picia dużej ilości płynów. Dużej, czyli powyżej 2.5-3.5 litra na dobę, dla osoby dorosłej.
Niby “krew nie woda” - a okazuje się że jednak woda, bo kobiety w trakcie krwawienia miesięcznego, przebywające w gorącym klimacie, są narażone na odwodnienie zdecydowanie bardziej niż po ustaniu miesiączki. Podobnie z tymi, którzy lubią wypić - im więcej alkoholu wczoraj w siebie wlałeś, tym więcej wody straciłeś.
Odwodnienie może zdarzyć się podróżnym w jeszcze jednym, dość częstym przypadku: biegunki w przebiegu zatrucia pokarmowego. Choć nieco na wyrost nazwana “klątwą Faraona”, zwykła jelitówka, niejednemu turyście w Egipcie zepsuła wczasy. Nie trzeba jednak wcale lecieć do północnej Afryki, by narazić się na nieoczekiwane problemy ze strony układu pokarmowego.
W Polsce najczęstszym powodem zatruć pokarmowych jest złe przechowywanie lub nieodpowiednia temperatura obróbki termicznej, powtórne zamrażanie produktów mrożonych. Dlatego warto przed wyjazdem zaopatrzyć się nie tylko w leki ograniczające ilość wizyt w toalecie, ale także saszetki z elektrolitami, do samodzielnego rozpuszczenia w wodzie, oraz opakowanie węgla aktywnego. Leki te kosztują grosze, a mogą uratować życie i wspomnienia z wakacji.
Czapka lub inne nakrycie głowy to podstawa. Chroni naszą głowę przed nadmierną ekspozycją na słońce, zdecydowanie wydłużając czas jaki możemy spędzić na zewnątrz, bez obawy o nieprzyjemne powikłania. Któż z nas chciałby spędzić piękny dzień wymiotując i trzęsąc się z zimna (mimo 30 stopni na plusie). Tak właśnie objawia się udar słoneczny - czyli w wielkim skrócie skutek wystawienia naszego organizmu na warunki atmosferyczne przekraczające jego zdolności kompensacyjne.
Choć objawy bywają gwałtowne, zazwyczaj wystarczy jak najszybciej udać się do chłodnego i zacienionego pomieszczenia, odpoczywać i uzupełniać płyny. Objawy wycofują się zazwyczaj w ciągu 12-24 godzin, będąc nauczką na długie lata.
Czerwoną flagą która powinna nas skłonić do wizyty u lekarza, są zaburzenia świadomości.
2. Parzy!
Morska woda sama w sobie, choć cudownie chłodzi, przynosząc ulgę po kilku godzinach prażenia i smażenia się na plaży, może spotęgować działanie słońca na naszą skórę, prowadząc do poparzeń.
Kąpiąc się w wodzie, zmywamy z siebie olejek z filtrem (nawet jeśli jego producent zarzeka się, że jest stuprocentowo wodoodporny). Jednocześnie, woda działa jak soczewka, skupiając promienie słońca i potęgując ich siłę. Ponadto - słona woda wysusza skórę, pozbawiając ją naturalnej bariery ochronnej. Dlatego tak ważne jest dawkowanie sobie czasu spędzonego w wodzie, smarowanie się filtrem po każdym wyjściu z wody i korzystanie z plażowych pryszniców, zwłaszcza jeśli wypoczywamy nad słonymi akwenami morza śródziemnego. Choć stężenie soli w Bałtyku jest zdecydowanie niższe, to wciąż nie pozostaje obojętne dla naszej skóry.
No ale co zrobić, jeśli jest już po fakcie - nasza skóra płonie, każdy ruch wywołuje nieziemski ból a my sami zaczynamy kolorem przypominać kraba? Niestety, poparzenia słoneczne (jak wszystkie inne) są urazem termicznym, który dotyka głębszych warstw naszej skóry niż tylko naskórka. Oparzenia pierwszego stopnia, będące najczęściej spotykanymi poparzeniami słonecznymi, choć nie są stanem zagrożenia życia i zdrowia, nie mogą też zostać zbagatelizowane.
Poza odpuszczeniem sobie jednego czy dwóch dni (serio, opalanie poparzonej skóry to proszenie się o poważne problemy), nawadnianiem się i utrzymywaniem poparzonych obszarów ciała w czystości, jedyne co możemy zrobić, to udać się do apteki po maści dedykowane poparzonej skórze. Ale uczciwie ostrzegam - nie spodziewajcie się cudów. Nie istnieje żadne panaceum - skóra musi samodzielnie się zregenerować. Dlatego warto - i sam po ściągnięciu kilku warstw naskórka - zachęcam każdego do zaopatrzenia się w filtry o wysokiej jakości - jeszcze przed ruszeniem w wakacyjną podróż.
Oparzenia mogą być również chemiczne - wakacyjnym przykładem jest kontakt naszej skóry z parzydełkami meduz. Choć zazwyczaj niegroźne, bywają wyjątkowo bolesne. Jeśli po wyjściu z wody zobaczysz, że gdzieś na Twojej skórze wciąż znajduje się parzydełko, usuń je za pomocą ręcznika, patyka czy czegokolwiek innego, unikając dotykania go gołymi rękoma. Poparzone przez meduzy miejsce warto też przepłukać słoną wodą. Słodka, paradoksalnie, może nasilić dolegliwości bólowe. Intensywność objawów zależy od czasu trwania ekspozycji, rozległości poparzonego obszaru czy wreszcie naszego organizmu - niektóre osoby po bliskim kontakcie z meduzami wymagają pomocy w warunkach izby przyjęć lub Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
3. Do dna.
Woda sama w sobie jest nieokiełznanym żywiołem - morza i oceany na całym świecie wciąż skrywają przed nami więcej tajemnic niż Układ Słoneczny. Dlatego tak ważne jest, by decydując się na skakanie do wody, zbadać wcześniej dno.
Mimo corocznych kampanii informacyjnych i coraz szerszej edukacji w tym kierunku, co roku kilkadziesiąt osób skacząc do wody przerywa sobie rdzeń kręgowy. W najgorszym wypadku po prostu umiera, w najlepszym - resztę życia spędza na wózku inwalidzkim.
O ile nie jesteś ratownikiem WOPR, prawdopodobieństwo, że wyciągniesz kogoś z wody, tym bardziej nieprzytomnego lub sparaliżowanego są bliskie zeru. Zdecydowanie większe szanse masz na to by pójść z nim wspólnie na dno.
3. Zielono mi.
Jak wspomniałem wcześniej - woda skrywa w sobie wiele tajemnic i zagadek. Dwa i pół miliarda lat temu nasza planeta wyglądała zdecydowanie inaczej niż dziś - przypominała raczej śnieżną kulę, niż znaną nam niebieską planetę. Wtedy też pojawiły się małe, jednokomórkowe organizmy, którym zawdzięczamy obecne stężenie tlenu w powietrzu - sinice.
Dziś są uznawane - i słusznie - za zagrożenie dla naszego zdrowia. Paleta objawów jest dość spora: od drżeń mięśniowych i zaburzeń układu oddechowego, przez wspomniane wcześniej biegunki, wymioty czy bólu brzucha, kończąc na wysypkach skórnych, pęcherzach i stanach gorączkowych. Współczesna medycyna nie zna żadnej odtrutki na toksyny produkowane przez sinice. Warto mieć tą informację z tyłu głowy - mimo że większość przypadków zatrucia ogranicza się do objawów raczej nieprzyjemnych niż niebezpiecznych, przypadki ciężkiej niewydolności wątroby po kontakcie z sinicami, nie są wcale taką rzadkością.
***** ***
To jeszcze nie koniec, ale czas na autoreklamowe interludium.
Blog Hansa Wear wspiera sklep Hansa Wear, a nasz sklep finansuje działalność bloga. Wydajecie u nas pieniądze, a my możemy finansować treści wartościowych twórców i twórczyń - tak to działa. Będzie nam super miło, jeżeli wpadniesz na zakupy. Szyjemy w Polsce, m.in z organicznej przędzy bawełnianej, nasze ubrania pakujemy w papier, 5% zysku przekazujemy Fundacji MARE. Zapraszamy, może coś Ci się spodoba.
---> Eeee tam, wolę coś jeszcze przeczytać.
***** ***
4. Woda i wóda.
Zanim przejdziemy do omówienia jednego z najgłupszych pomysłów, na jakie latem może wpaść przedstawiciel Homo Sapiens - czyli połączenia alkoholu i wody - chciałbym zwrócić Waszą uwagę na jeszcze jedną kwestię, która wśród moich niemedycznych znajomych, okazała się być całkowicie nieznana. Mianowicie, każdy z nas posiada nerw błędny - to najdłuższy z nerwów czaszkowych. Zaopatruje bardzo dużo organów i okolic anatomicznych, ale w tej opowieści najważniejszym jest fakt, że “zasila” również serce.
Pobudzenie nerwu błędnego może więc doprowadzić do bradykardii, czyli zwolnienia akcji serca, w skrajnych przypadkach - do zatrzymania krążenia. Co to ma wspólnego z plażingiem i smażingiem? Bardzo dużo: jeśli po kilku godzinach na plaży, rozgrzana/y do czerwoności wskoczysz do zimnej wody, pobudzisz właśnie nerw błędny. Wiadomo, na 10.000 przypadków, komplikacjami skończy się jeden taki skok - ale po wszystkim co miałem okazję widzieć w pracy to dla mnie, wystarczający powód by do wody wchodzić powolutku. Fachowo nazywa się to “objawem nurka” - ponieważ najczęściej przytrafiało się to właśnie im ;)
Podejrzewam że większość z nas lubi imprezować. I fajnie - bo wspólne spędzanie czasu, pląsanie w rytm muzyki i grupowe odurzanie się różnymi substancjami, jest wpisane w naszą historię od zarania dziejów. Wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem że z głową, tak jak wszystko może być zarówno lekiem jak i trucizną - gdzie różnicę wyznacza dawka.
Nasze społeczeństwo najczęściej odurza się alkoholem, choć w kontekście wypoczynku nad wodą, substancja zmieniająca świadomość nie ma żadnego znaczenia. Woda jest nieokiełznanym żywiołem, który w ułamku sekundy potrafi zweryfikować wszystkie nasze wyobrażenia na temat naszych zdolności pływackich…
Lato to naturalny okres wzmożonego imprezowania. Alkohol, poprzez hamowanie działania jednego z hormonów, sprawia że nasz mocz jest bardziej rozwodniony - a co za tym idzie, wydalamy go więcej. Dlatego jednym z lepszych pomysłów jest spożywanie wody już w trakcie imprezy. Oczywiście, każdy ma swój bilans płynów, uzależniony od wielu czynników, ale ja każdemu polecam wypicie szklanki wody pomiędzy kolejnym drinkiem. Różnica o poranku bywała kolosalna.
Alkohol jest trucizną - nie bez powodu wykorzystujemy go do dezynfekcji narzędzi i powierzchni. Rozkłada się w wątrobie do aldehydu octowego - to właśnie wtedy zaczynają się nudności, wymioty czy światłowstręt. Niestety - nie ma żadnego cudownego sposobu, by jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pozbyć się wszystkich dolegliwości. Wbrew temu co można usłyszeć w telewizji śniadaniowej i przeczytać na portalach społecznościowych - to nie soki, wyciągi i emulsje oczyszczają nasz organizm, tylko nerki i wątroba. Możemy im tylko nieznacznie pomóc - suplementując witaminę C.
Ostatnią kwestią w temacie zgubnych skutków picia wódki, jest stosowanie leków przeciwbólowych - otóż paracetamol w połączeniu z etanolem, jest dla naszej wątroby niczym kolejny cios. Wiem że poranny ból bywa nieznośny, wiem że to tylko jedna tabletka… ale z jakiegoś powodu producent w ulotce wyraźnie przestrzega przed takim połączeniem.
Kończąc już te kilka akaptiów: mam nadzieję że powyższy tekst skłoni Was zarówno do przemyśleń, jak i nieznacznej modyfikacji swojego bagażu na najbliższy wyjazd! Dbajcie o siebie i odpoczywajcie! Do usłyszenia!
Janek Świtała